środa, 22 czerwca 2016

Piękne są tylko kwiaty

Wzlot. Upadek. Wzlot. Upadek. I tak razy sto. Każdy by miał dość, ale nie ja. Kolejny raz unoszę się do góry jak najpiękniejszy balon napompowany helem. Hel to cudowny gaz, który znika z balona po pięciu dniach. Pięć dni wystarczy by na twarzy dziecka zagościł mały zawód. Tak się czuję. Czuję, że ulatuje ze mnie powietrze. Stop. Nieprawda! Tak bym powiedziała jeszcze jakiś czas temu, ale dziś nie. Dlaczego?


Życie to samospełniająca się przepowiednia. Jeśli myślimy źle to będzie źle. Być może, ja z natury pesymistka, dość naiwnie wierząca w dobro, sama doprowadzałam do swoich niepowodzeń zakładając czarne scenariusze, które się spełniały co do najmniejszego szczegółu? 
Po części to prawda, po części nie.

Czasem sama zapędzałam się w kozi róg dając za dużo informacji osobom, które świetnie umieją wykorzystać je na swoją korzyść. Budują one swoją postać w lepszym świetle owijając nas w najgorszą sieć. To takie modliszki, które żerują na naiwności innych. Ja mam szczęście do takich ludzi i otoczyłam się takimi w licznych szeregach.
Uwierzcie mi, nic tu po dobrym nastawieniu, jeśli mimo Twoich chęci ktoś będzie Ci nie tylko rzucał kłody pod nogi a także wlewał w ciebie i w Twoje otoczenie toksyczny jad. Myślisz, że skoro Ty znasz prawdę, a trzy osoby będą jej zaprzeczać to kto wygra? Kto będzie miał niewątpliwą rację?

Do tej pory właśnie tak obchodzono się z moją prawdą. Dopiero ktoś kto ma swój inteligentny mózg będzie wiedział komu wierzyć. Co za tym idzie, nie zawsze jesteśmy kowalami swojego losu, nie na wszystko mamy wpływ. Czy warto przejmować się czymś takim? I tak i nie. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Bo nie o to chodzi by niczym się nie przejmować i mieć na wszystko przyklejony uśmiech. Nie da się. Nawet nie warto próbować. Fajnie jest wtedy gdy mimo wszystko jesteśmy w stanie zaakceptować swoją rzeczywistość. Gdy potrafimy dostrzegać nie tylko negatywy sytuacji w jakiej się znajdujemy, ale i pozytywy, oraz co najważniejsze wyciągać z tego wszystkiego wnioski. 

Szew Cię wylał, bo poszedłeś na trzy dni zwolnienia, gdy miałeś 40 stopni gorączki? No źle, bo finanse się skurczą, a widoku na kolejną brak. Może być ciężko. Dobrze, bo nie ryzykowałeś swoim życiem dla kogoś kto nie miał dla Ciebie szacunku, a Ty przecież masz rodzinę, która Cie kocha i potrzebuje.
W Twojej pracy jest zła atmosfera, ale nie masz widoku na inną. No fatalnie. Można dostać nerwicy. Ale przecież nie pracujesz 24 h przez 7 dni w tygodniu, to nie dezodorant. Kiedyś z tej pracy wyjdziesz. To dobry moment by otrzepać się z złych emocji, których nie powinno się brać do siebie tylko po prostu robić swoje i tyle, i w końcu doceniać to co jest po za pracą. Żona, dzieci, bliscy, hobby, piękne otoczenie, sport. Banalne. 

Jak się nie przejmować kiedy wciągu dwóch ostatnich lat średnio co pięć miesięcy tracisz pracę? Nie ma znaczenia, że jakimś cudownym trafem za tym każdym razem nie była Twoja wina. U mnie tak było. Za każdym razem coś. Za pierwszym Pani jasno określiła, że nie dostanę umowy, bo dziecko. Za drugim Pani skończyło się dofinansowanie z bezrobocia na mnie, a po za tym szukała kogoś kto nie potrafi i potrafi jednocześnie. Za trzecim razem trzy osoby kłamały przeciwko mojej prawdzie, a ja nie byłam w stanie przyznać się do czegoś czego nie zrobiłam. Za czwartym... tu lepiej nie wspominać, bo te osoby dalej zatruwają mi życie. Za każdym razem nie miałam na to wpływu co kto sobie o mnie powie i co zrobi. To była jakaś telenowela typu ukryta prawda, bądź dlaczego ja.

Chodziłam nabuzowana, zestresowana, poirytowana. Obecnie mam problemy z ciśnieniem i to są już efekty tego co się działo. Wracałam do domu i chciałam spokoju i go nie było. Nie miałam ani chwili dla siebie. Zawsze coś, ktoś. Miałam dość. Mam dość. Naprawdę.

Mimo wszystko, zawsze wychodziłam z tego obronną ręką. Spadałam jak kot na cztery łapy w sytuacji, w której wydawało się, że gorzej być nie może(uwierzcie, zawsze może być gorzej). Za każdym razem, w co trudno uwierzyć, praca przychodziła do mnie sama. Być może dlatego, że zawsze wierzyłam w to, że musi się jakoś to ułożyć, że to nie możliwe bym w kółko dostawała od życia po tyłku. Co prawda, za każdym razem było jeszcze gorzej na koniec, ale z początku jakoś się układało.
Teraz stoję znowu przed kolejną szansą życia, która przyszła sama. Może dlatego, że może faktycznie jestem dobra w tym, co robię, a może znowu ktoś coś, ale tak już staram się nie myśleć. Nawet nie wolno tak myśleć! Ta szansa jednak jest dla mnie ostatnią i wywiera na mnie dużą presję, i o tym ostatnim też staram się nie myśleć.

W ostatnim czasie miałam sporo czasu na wyciągnięcie wniosków z moich eskapad nie tylko zawodowych, ale i prywatnych. Spisałam sobie na kartce to, co robiłam po kolei, bez żadnych kłamstw. Można się złapać za głowę.
Po pierwsze. Oczywiście byłam dla wszystkich lojalna, szczera, prawdomówna, uczciwa, nikogo nie zawiodłam, gdyż zawsze wywiązywałam się z własnych obietnic i obowiązków. Tu postawiłam sobie duży plus.
Po dwa. I tu głowa w dół. Za szybko chciałam mieć wszystko. A na sukces trzeba troszkę popracować. Może za bardzo się w niektórych sytuacjach mądrzyłam, a mądrali nikt nie lubi. Może byłam za mało delikatna w doborze słów. Jak to mój mąż mówi: jesteś delikatna jak młot dwuręczny(w ogóle to istnieje coś takiego?). Po za tym pogubiłam gdzieś najważniejszy priorytet, albo też i nim się zbyt kierowałam. Praca to nie wszystko, bez niej jednak ciężko utrzymać się na określonym poziomie.

Wszystko fajnie, ale prawda nie zawsze się dobrze wygląda i czasem trzeba się ugryźć w język i niekoniecznie skłamać, ale nauczyć się dopasowywać słowa do sytuacji. Niestety, zdarza mi się coś chlapnąć, i nie zawsze zauważam problem od razu. To taka moja szkoła przetrwania. Albo powiem prawdę prosto z mostu i wiem, że do tej osoby to dotarło. Albo ubiorę ją w milutkie słówka, a to już rzadko do kogo trafia, i mnie nie zbyt raduje, bo to takie rzucanie grochem o ścianę.
Niekiedy warto odpuścić, ale też nie całkiem.

Jednakże ten cały syf zawodowy za bardzo przysłaniał to co ważne i w sumie dlatego też w dużej mierze traciłam znacznie więcej niż pasję życia. Bo czy ważne jest to, że lubisz robić to, co robisz w pracy kiedy każde niepowodzenie utrudnia Ci życie po za nią? Nie. Wtedy staje się to katorgą nie tylko dla siebie, ale i dla całego otoczenia. Każdy ma Cię dość. Ty obwiniasz ich o brak wsparcia, oni za to, że ciągle z Tobą coś nie tak.
Mój mąż ostatnio zdenerwował się, że zaczął padać deszcz akurat wtedy gdy szliśmy z córą na kurs angielskiego. Bo mogliśmy wziąć dwie parasolki a nie jedną. Bo mogliśmy pójść po samochód do teściów. Bo mogliśmy to przewidzieć, mimo że minute przed wyjściem świeciło słońce. Jaki sens jest wściekać się na coś czego się nie zrobiło? Żaden. No chyba, że celowo położyłeś nogę po siekierę rąbiącą drzewo to wtedy można z lekka pogrymasić, ale tylko na siebie. Był moment, w którym zirytował mnie kubek z kawą. Stał sobie na stole i mnie zdenerwował. To dopiero życiowa katastrofa!

To pierdoły!

Ostatnio dużo rzeczy miało na mnie negatywny wpływ. Wszystko widziałam w czarnych barwach, a było tyle pięknych odcieni tęczy! Uleciało kilkanaście cudnych momentów. Kilkadziesiąt spraw mogło się skończyć inaczej, gdyby nie fakt, że sama strzelałam sobie w stopę.
Chciałam by pod każdym względem było idealnie, ale tak nie będzie. Musi być dobrze, ale wewnątrz mnie, gdzieś tam w duszy. Uwierzcie, pozytywne myślenie działa!

Wstajesz z lepszym nastawieniem do życia, nie wyolbrzymiasz, nie prowokujesz kłótni, cieszysz się tym co masz. A domu spokój, w robocie szybciej leci czas, masz więcej czasu na wszystko(bo nie tracisz czasu na denerwowanie się z błahych rzeczy), reszta też uśmiecha się do ciebie i nawet sprzeczki z mężem kończą się pozytywniej. Czego chcieć więcej?

Szanuj siebie, kochaj siebie, kochaj po prostu to co masz, żonę, męża, dzieci, obie nogi, ręce, śpiew ptaków o poranku, bo mógł byś nie mieć tego wcale! Myśl dobrze! Żyj! Dobra energia to dzisiejsze must have(jak to mówi młodzież)!

3 komentarze:

  1. W zyciu pięne są tylko chwile. Dlatego czasem WARTO życ.Siewał kiedyś zespół Dżem.
    Fakt, długi język bywa powodem kłopotów.Warto nad nim pracować. Głowa do góry, nie bój się zmian, każda nas czegoś uczy. Grunt to się nie rozwijać i tkwić w miejscu:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. W zyciu pięne są tylko chwile. Dlatego czasem WARTO życ.Siewał kiedyś zespół Dżem.
    Fakt, długi język bywa powodem kłopotów.Warto nad nim pracować. Głowa do góry, nie bój się zmian, każda nas czegoś uczy. Grunt to się nie rozwijać i tkwić w miejscu:)))

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każde najmniejsze słowo. Proszę, nie bójcie się szczerości. Ściskam gorąco :)